Berlin

Byłem z żonką na weekend w Berlinie. Nie pierwszy raz. Coraz bardziej mi się podoba. Kręciłem się po centrum, ale wrażenie pozostaje, że Warszawa to jednak skromne prowincjonalne miasteczko. Wielkie monumentalne gmachy, obszerne place i szerokie arterie. Do tego kompletny brak samochodów co daje ciszę niespotykaną w naszych miastach. Wszystko jest równe, dobrze zaprojektowane. Z kamienia i stali. Nażarłem się kiełbas i golonek (jedna dziennie), opiłem wyśmienitego piwa. Zwiedziłem całkowicie na nowo odbudowany zamek królewski w którym mieści się Centrum Humbolda. Obejrzałem za darmo wystawę na której Niemcy rozliczają się ze swoim kolonializmem w Afryce. U nas nie do pomyślenia. Naród polski jest bez skazy.

Ale jest parę rzeczy, za które trzeba pochwalić naszą stolicę. To przede wszystkim zieleń. W Berlinie wszystkie te wielkie place są do ostatniego metra wyłożone granitem lub asfaltem. Do granic absurdu. Jest dużo parków, ale nie ma skwerków i trawniczków. Mało jest drzew na ulicach. A w Warszawie ilość nowych nasadzeń i ich piękno jest imponująca. Mało się o tym mówi, ale tyle rond i placyków przez to kompletnie zmieniło charakter. 

Acha. Jeszcze jedno. W Berlinie jest ciemnawo. Zrezygnowano z oświetlania gmachów (nawet Katedra). Ulice delikatnie rozświetlone tylko, żeby było coś widać. Warszawę też to czeka. Las Vegas nie wróci.           

  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

jestem złodziejem

miesiąc

lęk