wakacje
Wszyscy się spodziewali, że po miesiącach w domu ludzie masowo ruszą na wyjazdy wakacyjne. I tak się nie stało. W Warszawie korki sugerują, że wyjechało mniej osób niż zwykle. Moja córka wróciła z Korfu gdzie stwierdziła, że było luźnawo. Na wjeździe do miasta w niedziele wieczór tworzą się gigantyczne zatory jakby mieszkańcy wracali z działek i krótkich wyjazdów. Nie powiem zaskoczyło mnie to. Szukam odpowiedniej interpretacji. Wydaje mi się, że nie doceniamy ilości ludzi, którzy cały czas żyją w strachu. W telewizji widać tylko antyszczepionkowców i wyznawców teorii spiskowych. A o tych, którzy nie wydobyli się z modu paniki się nie mówi. A przecież poumierało sporo ludzi. Oni mieli krewnych i znajomych. Tysiące ludzi przeszło przez szpital. Ci raczej do samolotu szybko nie wejdą.
Niby trafna obserwacja. Z drugiej strony, od kilku dni jestem na działce między Brodnicą, a Nowym Miastem Lubawskim - i nie widziałem tam ani jednej osoby w maseczce. Ani w sklepach, ani na stacji benzynowej. Dosłownie nigdzie. Pojęcie pandemii i związanych z nią zagrożeń - tutaj zwyczajnie nie istnieje. W sumie, obecny poziom zarażeń w Polsce jest zerowy. Można więc ludzi zrozumieć (choć przychodzi mi to z trudnością). Tym niemniej jaki problem założyć maseczkę wchodząc do zatłoczonej Biedronki? Na zasadzie I respect you - you respect me.
OdpowiedzUsuń